Wakacje w pełni!
Gdzie wybieracie się w tym roku? A może urlopy już za Wami?
My końcówkę lipca spędziliśmy w Portugalii i po raz pierwszy odkąd na świecie pojawił się Młody, poza zwiedzaniem mieliśmy chwilę, żeby naprawdę poplażować.
Spakowanie naszej trójki to było nie lada wyzwanie. Odkryłam, że z wiekiem Mały potrzebuje coraz więcej rzeczy – za to moja część walizki jakoś dziwnie się kurczy 😉 Jak był malutki, trzeba było zabrać ze sobą tylko pampersy i dużo bodziaków. Teraz je już stałe posiłki, ma swoje ulubione zabawki, do tego dochodzą rzeczy na plażę… Mimo to, staram się nie dać zwariować i postanowiłam, że spakuję tylko to, czego naprawdę będziemy potrzebować.
Dziś podpowiem Wam, co podczas tej podróży przydało się nam najbardziej.
Co zabrać w podróż z dzieckiem,
czyli wakacyjny niezbędnik roczniaka
1. Strój na plażę
Na „morskich” wakacjach byliśmy do tej pory tylko raz, w Puglii. Miki był jednak jeszcze zbyt malutki (miał nieco ponad 2 miesiące), aby w pełni skorzystać z plaży i wody. Teraz jest już dużym urwisem, więc strój na plażę to był must-have.
Zdecydowaliśmy się na kombinezon Lassig, który bardzo fajnie się nam sprawdził. Jest miękki, elastyczny, szybko wysycha, ma filtr UV (50+) i jest uszyty ze specjalnej, bardzo odpornej tkaniny. Co istotne, jest rozpinany po całej długości, dzięki czemu nie podchodzi do góry, co jest ważne zarówno w wodzie jak i na słońcu.
Fajną alternatywą są też szorty kąpielowe + koszulka z filtrem UV. Koszulkę możecie znaleźć we wspomnianym Lassig albo w H&M, natomiast fajne szorty z filtrem 50 ma marka Bonet & Bonet (klik). W wersji dla dziewczynek ta sama marka ma przepiękny, dwuczęściowy strój kąpielowy z długim rękawkiem (zobacz tu).
Do kombinezonu dobrałam Małemu zawiązywany pod szyjką kapelusz, dokładnie taki. Mieliśmy też czapeczkę z daszkiem oraz kapelusz słomkowy, ale na portugalskiej wietrznej plaży nie do końca się one sprawdzały, bo non stop je zwiewało. Wiązanie pod szyjką dało radę i chociaż Młody początkowo protestował, szybko o nim zapomniał. To już druga nasza czapeczka Lassig, pierwszą mieliśmy podczas naszego wyjazdu do Włoch, gdy Miki był maleństwem – świetnie się spisała, więc teraz zdecydowałam się na kolejną.
2. Zabawki plażowe
My w tym roku kupiliśmy je na miejscu w Portugalii, żeby nie wozić ze sobą ogromnego wiaderka, grabek, szufelki, foremek etc. A ponieważ mieszkaliśmy u przyjaciół, potem po prostu je tam zostawiliśmy – przydadzą się innym dzieciom lub nam przy kolejnej wizycie.
Jeżeli jednak wolicie kupić zabawki w Polsce i zabrać je ze sobą w podróż, polecam Wam fajne, zwijane wiaderko plażowe LIEWOOD – my mamy takie miętowe i często wozimy je ze sobą po Polsce. Do kompletu można tez kupić szufelkę, grabki i inne cuda, wszystko piękne i minimalistyczne.
3. Ponczo plażowe
Idealne po kąpieli w morzu lub basenie. Maluch jest dobrze zakryty i ma możliwość chodzenia / raczkowania. Dużo praktyczniejsze niż ręcznik, z którego Dziecko szybko się rozplątuje lub który może zostać porwany przez wiatr.
My mamy mięciutkie poncho bambusowe polskiej marki Bamboom, do kupienia m.in. w Mamissima.
4. Zastawa podróżna
Taka, który można zabrać ze sobą do restauracji, gdzie nie zawsze są krzesełka wyposażone w stolik. A nawet jak są to i tak nie chciałabym, żeby moje Dziecko jadło prosto z takiego, nawet dokładnie umytego, krzesełkowego stolika.
Testowałam już różne rozwiązania i u nas najbardziej sprawdziła się Happy Mat marki EZPZ. Poza tym, że jest piękna, minimalistyczna i dostępna w wielu ciekawych odcieniach (my mamy zgaszoną miętę), to świetnie przylega do stołu i ma 3 przegródki, które pozwalają na zachęcającą prezentację dania (u nas to akurat szalenie istotny, bo Mały jest zainteresowany wyłącznie pokarmami, które ładnie wyglądają…). Dodatkowy plus: mata idealnie pasuje do popularnego stolika z Ikea, który w restauracjach możecie spotkać chyba najczęściej.
Do kompletu polecam Wam też mały, słodki kubeczek i łyżeczkę treningową z tej samej marki. EZPZ w ofercie ma też kilka innych rzeczy, np. większe maty (z przegródkami w formie buźki, misia lub kwiata) oraz miseczki. Wszystkie produkty znajdziecie tutaj – zerknijcie koniecznie bo to naprawdę marka warta uwagi.
W podróży świetnie sprawdza się u nas również bidon. Tu najlepszym wyborem jest zdecydowanie B.Box – przerabialiśmy już kilka różnych i ten jest najwygodniejszy, najładniejszy, najlepiej się go chwyta i na dodatek dzięki słomce zakończonej obciążnikiem pozwala dziecku pić w różnych pozycjach. Jedyne zastrzeżenie jakie do niego mam jest takie, że w środku bardzo szybko robi się śliski i trzeba go często czyścić – ja robię to nawet 2-3 razy dziennie.
Do bidonu koniecznie dobierzcie sobie zawieszkę (do kupienia tu), dzięki której Wasz Szkrab nie zgubi bidonu jadąc wózkiem.
5. Podgrzewacz do słoiczków
Jak już jesteśmy w temacie rozszerzania diety w podróży, my zawsze zabieramy ze sobą podgrzewacz do słoików. Młody od początku dietę ma rozszerzaną w sposób mieszany – trochę BLW a trochę słoików. Cenię sobie metodę BLW z wielu różnych powodów nad którymi nie będę się teraz rozpisywać, jednak w podróży nie zawsze jest na to czas i czasem musi wjechać słoik – takie życie.
Dlatego też zawsze mam ze sobą podgrzewacz – mój to NUK. Nie zabiera dużo miejsca (jest naprawdę malutki) a pozwala mi w każdej chwili podgrzać Małemu jedzenie. Nie muszę się martwić o patelnie, garnki, nie muszę prosić się w restauracji (z resztą i tak zawsze podgrzewają to do niewłaściwej temperatury, nawet w knajpach nastawionych na dzieci – albo jest wciąż zimne, albo najczęściej mega gorące). Podłączam, wlewam trochę wody i po chwili mam idealnie ciepłe danie dla małego głodomorka.
6. Koc piknikowy
Wielofunkcyjna rzecz, która zawsze ląduje w mojej walizce. Nadaje się na trawę, na plażę, do mieszkania / pokoju hotelowego jako mata do zabawy, do samolotu jako „łóżeczko”. Polecam Wam ten z La Millou bo jest bardzo duży (a w zasadzie ogromny) i od spodu wyłożony chroniącym od zimna materiałem. No i zwija się w praktyczny rulon, który można przewiesić przez ramię. A do tego te wzory!
7. Wózek podróżny
Najlepiej na tyle kompaktowy, żeby można było go zabrać ze sobą na pokład samolotu. Wówczas nie musicie czekać nie wiadomo ile na wózek, tylko szybko hop, wkładacie Szkraba do wózka i pędzicie po bagaże. My mamy Easywalkera Buggy XS o którym więcej pisałam tutaj.
8. Duży otulacz bambusowy
Może być ręcznikiem (bambus pochłania wodę nawet 60% lepiej niż bawełna), kocykiem plażowym a wózku – osłoną nóżek przed zbyt mocnym słońcem. W samolocie świetnie sprawdza się do przykrycia Dziecka (lub podłożenia mu pod główkę) podczas snu a w trakcie karmienia – do dyskretnego zasłonienia się przed spojrzeniami ciekawskich osób.
Ja polecam Wam nasz duży otulacz bambusowy Bonjour Mommy, który został stworzony z tkaniny bambusowej najlepszej jakości – a na dodatek wyjątkowo mięciutkiej i przyjemnej w dotyku, co przy wrażliwej skórze Maluszków ma duże znaczenie.
Otulacz Bonjour Mommy jest dostępny w dwóch kolorach – turkusowym i biało-wrzosowym. Na zdjęciu poniżej wersja turkusowa.
Pssst! Jeżeli chcecie być na bieżąco z nowościami i promocjami Bonjour Mommy, wpadnijcie na naszego Instagrama!
9. Nosidełko
Bo nie zawsze i nie wszędzie da się pojechać wózkiem. Szczególnie, jeżeli wybieracie się na południe Europy, gdzie wybrukowane deptaki i nierówne chodniki z brakiem jakiegokolwiek przystosowania pod wózki (ciekawa jestem jak tam się poruszają inwalidzi…) to niemiły w tym wypadku standard. Nam nosidełko uratowało życie zarówno we Włoszech jak i w Portugalii – bez niego na zwiedzanie Lizbony nie byłoby chyba szans 😉
My mamy nosidełko Tula Explore a wcześniej, gdy Synek był jeszcze maluszkiem (ale już trzymał główkę) używaliśmy Tula Free to Grow. Z obu jesteśmy bardzo zadowoleni – są wygodne, łatwo się je zakłada, mają ciekawy design. Jeżeli rozważacie zakup nosidełka, rzućcie okiem na Tulę, bo warto.
10. Apteczka
Apteczkę zawsze mam ze sobą na pokładzie samolotu, bo nigdy nie wiadomo, kiedy będę potrzebowała termometru, paracetamolu czy aspiratora do noska.
W naszej pokładowej apteczce zawsze jest:
- paracetamol w kropelkach i w czopkach
- termometr bezdotykowy: nasz to NUK Flash, który mierzy od razu temperaturę powietrza, wody i jedzenia (przydaje się przy podgrzewaniu słoików)
- maść majerankowa pod nosek
- aspirator do noska, np. Nose Frida (chociaż zastanawiam się nad przerzuceniem się na aspirator elektryczny – jeżeli ktoś z Was ma, podzielcie się w komentarzu opinią plis)
- Fenistil w kropelkach – na wypadek reakcji alergicznej na pożywienie lub ukąszenie owada
- Nasivin Baby – kropelki do nosa, które można stosować także do uszu, jeżeli Dziecko ma problem z regulowaniem ciśnienia i płacze przy lądowaniu i starcie (wówczas wystarczy wpuścić po jednym psiknięciu do każdego ucha na około 30 minut przed startem / lądowaniem)
- sól fizjologiczną
- homeopatyczne kropelki uspokajające Viburcol
- mokre chusteczki, którymi przecieram wszystko dokoła zaraz po wejściu na pokład.
11. Zabawka do samochodu
Nie wiem, jak jest u Was, ale mojego Synka fotelik samochodowy parzy 😉 Jest co prawda o niebo lepiej odkąd przesiedliśmy się do „drugiego fotelika”, w którym Mały nie leży już jak fasolka ale normalnie siedzi, ale i tak bez szału.
Próbowałam zabawiać go wieloma różnymi zabawkami, ale wszystkie rozrzucał, a ponieważ był przypięty pasami, nie mógł po nie ponownie sięgnąć. Wtedy znalazłam Żyrafę G-Car Benbat (dokładanie taka), którą zawiesza się na rączce nad oknem, a do której przypina się różne zabawki. Od tego momentu Młody ma kilka różnych zabawek do wyboru i nie denerwuje się już, gdy coś mu spadnie i nie może po to sięgnąć, bo wszystko jest ładnie przypięte. Bardzo żałuję, że nie znałam tego rozwiązania wcześniej, bo być może uratowałoby wiele naszych podróży autem!
12. Filtr przeciwsłoneczny
Nie jestem zwolenniczką ani wystawiania Malucha na mocne słońce (wiadomo) ani przesadzania z filtrami przeciwsłonecznymi. Uważać trzeba szczególnie przy Dzieciach z problemami skórnymi. A ponieważ nas to dotyczy, nasza alergolog poleciła używanie filtrów wyłącznie mineralnych (my stosujemy Avene 50) i nie nakładania bardzo grubych warstw.
Zamiast tego lepiej smarować częściej i chronić Malucha przed słońcem za pomocą parasola czy też kombinezonu i czapeczki z filtrem UV. I oczywiście unikać wychodzenia na słońce w godzinach 11:00 – 14:00.
13. Plasterki przypominające o filtrze
W temacie „smarować mniej a częściej” – na rynku dostępny jest bardzo ciekawy produkt, jakim są specjalne plasterki na słońce, tzw. wskaźnik słoneczny. Przykleja się je Dziecku na ciało. Zmiana koloru małego plasterka na purpurowy informuje o konieczności ponownego posmarowania. Niby bajer ale naprawdę przydany, bo na wakacjach czas czasem jakoś dziwnie szybko leci 😉 Kupicie je tutaj.
14. Mała lampka przenośna
Można zapalić ją Maluchowi podczas wieczornej trasy samochodem lub w hotelowym pokoju przed snem. Nam taka lampka przydaje się szczególnie właśnie w hotelach, gdzie często światło – czy to górne czy nocne – jest zbyt mocne na nasz wieczorny rytuał. Nasza lampka to dokładnie ta od NUK – ładuje się ją normalnie przez kabel. Opcji na baterie nie polecam – kiedyś mieliśmy i Mały Spryciarz rozgryzł, ja je wyjąć…
15. Dużo ubranek
Roczniak brudzi się na potęgę, bo raz, że rozszerzanie diety (szczególnie, jeżeli robicie to metodą BLW) a dwa – wszystko dokoła go mega interesuje. Dlatego w podróży niezbędne będzie dużo krótkich bodziaków / krótkich koszulek i spodenek (pamiętajcie, żeby min. 2 komplety wziąć ze sobą na pokład samolotu – ja Młodego za każdym razem przebierałam w samolocie a zdarzało się też tak, że jakiegoś bodziaka musiałam wyrzucić bo był już nie do odratowania – jeżeli wiecie, o czym mówię 😉 ). Przepiękne, letnie bodziaki i ubranka, wykonane z najlepszych tkanin znajdziecie w Bel & Bow (do kupienia w Muma Concept). Ja totalnie kocham tą markę!
A Wam co najbardziej przydaje się w podróży z Maluchem?
Dajcie znać, co od siebie dopisalibyście do tej listy!
Dodaj komentarz