W naszą pierwszą podróż z Mikim wybraliśmy się, gdy miał 2,5 miesiąca. Na początku byłam bardzo podekscytowana wyjazdem, ale im bardziej zbliżał się „ten dzień“ … tym coraz więcej miałam wątpliwości.
Była w tym spora zasługa naszej już ex-lekarz pediatry, która przy każdej wizycie odradzała nam tą podróż i straszyła milionem rzeczy, mimo braku medycznych podstaw – a Mały przecież rozwijał się prawidłowo, świetnie przybierał na wadze, był radosny i cieszył się wyśmienitym zdrowiem…
Fakt, Mały nie miał jeszcze „kompletu“ szczepionek, ale ten moment nadchodzi chyba dopiero po 1,5 roku albo i później. Nie wspominając już o tym, że niektórzy rodzice w ogóle nie szczepią. Tak więc złotą radę, żeby izolować dziecko do ukończenia 1,5 roku życia, wypuściłam drugim uchem. Potem zmieniłam pediatrę, porozmawiałam z kilkoma pozytywnymi osobami, które miały podróż z Maluchem za sobą i w ten sposób starałam się zwalczyć wszelkie lęki, zasiane bezsensownie w mojej głowie.
I wiecie co?
To nie będzie odkrywcze – raczej mocno clichee – ale mimo swojej oczywistości muszę to napisać. Z perspektywy czasu, patrząc na naszą pierwszą wyprawę widzę, że wszystko jest w naszych głowach i w naszym nastawieniu. Jeżeli będziemy się bać i stresować, podróż nie będzie przyjemnością. Maluszek to wyczuje i bardzo możliwe, że udzieli mu się ten niepokój. Z resztą pewnie obserwujecie to na co dzień.
Dlatego moja najważniejsza rada dla Was, jeżeli planujecie podróż z dzidzią: bądźcie spokojni i wyluzowani. Tak będzie łatwiej dla każdego – szczególnie, że trudne i stresujące momenty na pewno i tak się Wam przytrafią. A jak wyglądała nasza pierwsza podróż z Maluchem i co z perspektywy czasu mogę Wam podpowiedzieć? Oto kilka historii i wskazówek.
Nasza pierwsza podróż z niemowlakiem
– jak wyglądała i co warto wiedzieć
PIERWSZA PODRÓŻ Z NIEMOWLAKIEM
1. NA LOTNISKU I W SAMOLOCIE
Lotnisko i samolot to były moje dwa największe niepokoje. Nie jestem wariatką, która izoluje dziecko od wszelkich zarazków, ale staram się też nie zabierać 2-miesięcznego berbecia w duże skupiska ludzi typu supermarkety czy centra handlowe, bo to siedliska niepotrzebnych mu jeszcze bakterii i wirusów.
Te straszne zarazki!
Przyznaję, miałam wewnętrzny problem z lotniskiem i samolotem. Tyle ludzi, turyści z różnych krajów, klimatyzacja w samolocie… A co, jeżeli się czymś zarazi? Albo przeziębi przez klimę? Biegunka, gorączka, wysypka – raz, że to mi na wakacjach niepotrzebne, a dwa – może być wykańczająca dla maluszka. A przecież będziemy daleko od domu, daleko od naszego pediatry … Spirala stresu się nakręcała!
Dzień przed wyjazdem rozmawiałam z koleżanką, mamą rocznego chłopca, który zjeździł z nią już kilkanaście krajów. „Monika, ale przecież karmisz piersią, więc Twój synek będzie miał najlepszą odporność świata – cały zestaw przeciwciał pochodzących z Twojego pokarmu“.
Faktycznie, kobiece mleko to przecież odpornościowa bomba! Wiedziałam to oczywiście, ale dopiero gdy ktoś to powiedział na głos, rzecz do mnie dotarła. Zawarte w mleku mamy oligosacharydy mleka kobiecego (inaczej HMO) wspierają układ odpornościowy maluszka. Zmniejszają ryzyko infekcji i działają prebiotycznie, czyli stanowią pokarm wyłącznie dla dobrych bakterii. Pomagają eliminować z organizmu dziecka bakterie chorobotwórcze i utrudniają im przytwierdzanie się do powierzchni błon śluzowych jelita tak, że nawet jeśli już się dostaną do przewodu pokarmowego dziecka i tak nie mogą zrobić mu krzywdy i wywołać choroby. Tak więc dzięki mleku mamy maluch jest chroniony najlepiej, jak tylko chroniony być może. Słowem – jest dużo bardziej odporny na wszelkie lotniskowo – samolotowe zarazki.
Ciekawostka: wszystko to jest super sprytnie skonstruowane, bo najwyższy poziom HMO odnotowuje się w pierwszych miesiącach laktacji, czyli wtedy, gdy dzidzia jest jeszcze szczególnie wrażliwa, a jej układ odpornościowy niedojrzały. Więcej na ten temat przeczytacie na stronie www.body2body.pl – na tej stronie znajdziecie też fajny konkurs dla Mam.
Koniec końców Miki nie złapał niczego ani na lotnisku, ani w samolocie, ani przez cały pobyt. Oczywiście dbałam też o to, żeby trzymać go trochę z dala od ludzi – trochę z obawy przed zarazkami a trochę z własnego komfortu:
- Na lotnisku usiedliśmy w kawiarni położonej nieco z boku, a nie bezpośrednio przy naszym gate, gdzie była masa ludzi
- Podczas odprawy mieliśmy wykupiony fast track, więc nie musieliśmy stać w długaśnej kolejce – polecam takie rozwiązanie wszystkim podróżującym z dziećmi, bo to nie kosztuje wiele a jest mega komfortowe.
- Na pokład samolotu wchodziliśmy ostatni, mimo wykupionego pierwszeństwa. Nie chcieliśmy wchodzić jako pierwsi i potem kisić się w samolocie, w oczekiwaniu na wszystkich pasażerów. Inna sprawa, że nie było rękawa, tylko bus dowożący do samolotu, więc koniec końców i tak jechaliśmy w zatłoczonym autobusie, ale przynajmniej byliśmy blisko drzwi a potem mogliśmy sobie spokojnie poczekać na płycie aż wszyscy się usadowią (pamiętajcie o czapce i kocyku dla maluszka bo z reguły na płycie mocno wieje!).
W kontekście zdrowia – pamiętajcie też, żeby spakować wszystkie niezbędne lekarstwa, które bierze Wasze maleństwo plus apteczkę skonsultowaną z pediatrą. Dodatkowo znajdźcie lokalnego pediatrę mówiącego po angielsku oraz dowiedzcie się, jakie szpitale z oddziałem pediatrycznym macie w okolicy.
Start i lądowanie
Dwa najważniejsze momenty, bo wtedy Maluch może mieć problem z uszami (sama odczuwam dyskomfort, szczególnie przy starcie). Rozwiązaniem jest karmienie – dzidziutek, przytulony do Mamy, ssie pierś. Nie tylko przełyka i reguluje ciśnienie w uszach, ale też przytulając się czuje się dobrze i bezpiecznie w nowej dla niego sytuacji.
Nasz Miki przy starcie i lądowaniu jadł i w ten sposób uniknęliśmy problemów z uszami. W ogóle przez cały lot był bardzo spokojny, dając wytchnienie zarówno nam jak i współpasażerom – większość czasu przespał 🙂
Psst! Jeżeli jesteś Mamą lub spodziewasz się Maluszka, wpadnij do mojego sklepu internetowego Bonjour Mommy z najbardziej kobiecymi ubraniami ciążowymi i do karmienia 🙂
Co z wózkiem?
Pytanie, które męczyło mnie przez kilka dni przed wylotem. Jaki wózek wziąć? No i kiedy go nadać: czy przy odprawie, czy przed wejściem na pokład?
Moja rada: jeżeli dzidziuś jest bardzo mały, na pierwszy raz weźcie to, w czym jeździ na co dzień. Nawet jeżeli jest to ciężka, nieporęczna gondola, dla której trzeba wynająć większy samochód. Ja tak zrobiłam i mimo, że jeździliśmy zapakowani po dach jak handlarze z bazaru a ciągłe składanie i rozkładanie wózka było męczące, było to najbardziej komfortowe rozwiązanie dla Małego.
Jeżeli Wasz szkrab już siada lub chociaż świetnie trzyma głowę, zastanowiłabym się nad spacerówką rozkładaną na płasko (są takie składane do rozmiaru bagażu podręcznego, dzięki czemu można go zabrać na pokład).
Co do nadawania, najlepiej będzie, jeżeli zdacie wózek przed samym wejściem do samolotu. W ten sposób możecie wygodnie wozić dzidziutka przez cały czas oczekiwania na lot. Inną opcją jest nadanie wózka przy odprawie i przełożenie dziecka do chusty lub nosidełka, ale szczerze to nie wiem po co, skoro można mieć na cały ten czas wózek.
Dodatkowo zdając wózek na płycie lotniska jest mniejsza szansa, że go Wam poniszczą, bo wózek wyląduje „na górze“ wszystkich bagaży, a nie będzie wrzucony gdzieś pomiędzy walizki. Jakkolwiek, i tak polecam Wam kupno pokrowca na wózek, dzięki czemu uchronicie go przed zadrapaniami i zniszczeniem. Ja pożyczyłam od koleżanki pokrowiec na wózek i świetnie się sprawdził, chociaż jego rozkładanie było trochę skomplikowane i przyciągało uwagę wszystkich na lotnisku 😉 Przed zakupem sprawdźcie oczywiście, czy pokrowiec pasuje na Wasz wózek (nie musi być z tej samej marki; ważne żeby wymiary się zgadzały).
Pieluszkowe niespodzianki
Może to szum silników, może ciśnienie – nie wiem, ale nasz Młody za każdym razem brudził pampersa podczas lotu, i nie chodzi mi o delikatne siku ale o wystrzałową kupkę. Taką do pasa. Albo na plecy.
To się może zdarzyć, więc weźcie ze sobą wszystkie rzeczy niezbędne do przewijania (w tym 1-2 podkłady, jeżeli używacie tych jednorazowych) oraz 1 lub 2 zestawy ubranek, najlepiej takich, które się łatwo zakłada (np. body kopertowe – właśnie takie znajdziecie do wygrania w konkursie na stronie www.body2body.pl, bluza na zamek itp.), bo wiecie, ile jest miejsca w samolotowej łazience 😉 Z perspektywy czasu myślę, że czasem może się przydać też ubranie na zmianę … dla Mamy 😉
Co zabrać na pokład?
Poza rzeczami do przewijania i zestawem ubranek weźcie ze sobą ciepłe ubrania dla maluszka (bluza, spodnie, skarpetki, czapeczka), kocyk, ze dwie zabawki, które akurat są w łasce Waszego dziecka i smoczek, jeżeli jest smoczkowe. Plus oczywiście jeżeli nie je z piersi to jedzenie, leki, jeżeli jakieś bierze. I tyle.
PIERWSZA PODRÓŻ Z NIEMOWLAKIEM
2. W SAMOCHODZIE
Pamiętajcie, że potrzebujecie wynająć duży samochód. Przez duży rozumiem DUŻY. Będziecie mieć wózek, bagaże (odradzam twarde walizki – wygodnie je prowadzić, za to ciężko upchnąć z wózkiem), pokrowiec na wózek (opcjonalnie, ale polecam), fotelik, wanienkę (jeżeli się zdecydujecie; ja oczywiście nie wiozłam wanienki z Polski, tylko na miejscu kupiłam wanienkę za 5 euro i zostawiłam ją w hotelu, gdy wyjeżdżaliśmy) i masę innych gratów. My we Włoszech wypożyczyliśmy bardzo duże auto typu SUV i serio, ledwo się mieściliśmy.
Druga sprawa – nie wiem, jak mają Wasze dzidziutki, ale mój Synek od zawsze uwielbiał jeździć samochodem. Fascynowały go zmieniające się obrazki za oknem, które mógł oglądać dzięki dużemu lusterku, przymontowanemu przed jego buźką (takie plastikowe lusterko, które pozwala kierowcy obserwować dziecko). Na czerwonym świetle płakał, bo obrazki przestawały się ruszać. Ba, nawet prędkość poniżej 30 km/h go nudziła.
I tu uwaga – fail stulecia. We Włoszech wypożyczyliśmy duże i sporo wyższe auto niż to, którym jeździmy na co dzień w Polsce i okazało się, że za oknem Młody … nic nie widzi. I lusterka brak. Pierwszy dzień podróży to był, jak można się domyślać, DRAMAT. Płacz i lament NON STOP. Pterodaktyl zamiast dziecka.
Staraliśmy się znaleźć lusterko ale okazało się, że nie jest to wcale takie proste. Porządnie zaopatrzonych sklepów dla dzieci nie mogliśmy zlokalizować, podobnie jak miejsc z akcesoriami samochodowymi, a na stacjach benzynowych we Włoszech były tylko … kawiarnio-bary, w których kupienie czegokolwiek związanego z autem graniczyło z cudem.
W końcu w dużym supermarkecie kupiliśmy malutkie lusterko i kolorową książeczkę, która miała w sobie lusterka. Zrobiliśmy z tego mini-konstrukcję, przymontowaliśmy w aucie i to, mówię całkowicie poważnie, uratowało naszą wycieczkę.
Także jeżeli Wasze dziecko ma jakieś samochodowe przyzwyczajenia – lusterko, ulubioną zabawkę, cokolwiek – niech Wam nawet do głowy nie przyjdzie, żeby nie-zabrać-tego-ze-sobą.
Na koniec jeszcze kwestia fotelika – generalnie opcje macie trzy. Albo zabrać ze sobą z Polski (możecie bez problemu nadać fotelik przy odprawie bez żadnych dodatkowych kosztów), albo wypożyczyć razem z autem, albo kupić na miejscu i porzucić.
Najlepszą opcją jest #1 – zabranie własnego. Z wypożyczeniem może być kłopot, bo foteliki dla niemowląt są często rzadkością w wypożyczalniach samochodów, a nawet jak już je znajdziecie, to ich stan może pozostawiać wiele do życzenia. Plus są ultra drogie i czasem bardziej opłaca się kupić na miejscu nawet bardzo dobry fotelik i potem go porzucić, niż wypożyczać – szczególnie, jeżeli bierzecie auto na dłużej.
Przykład? Za nowy, porządny fotelik zapłacicie 80-100 euro a za wypożyczenie … około 20 euro / dzień.
PIERWSZA PODRÓŻ Z NIEMOWLAKIEM
3. W HOTELU
We Włoszech spaliśmy w 4 miejscach: w prywatnym domu, dwóch masseriach (dawne, włoskie farmy, przerobione na rodzinne hotele) i B&B, zarówno w mieście jak i poza miastem. Niektóre wybory były pod kątem malucha bardzo dobre, inne – przyznaję się – fatalne. O czym pamiętać, szukając hotelu na pierwszą podróż z niemowlakiem?
Wybierzcie miejsce z wyżywieniem.
Nie chodzi mi o wakacje na all inclusive, bo nie o tym jest ten blog. Przez wyżywienie rozumiem śniadanie i to, że opcjonalnie można tam zjeść obiad, kolację lub cokolwiek typu buła z mozarellą. Czyli miejsce, które ma jakieś zaplecze restauracyjne LUB restauracje w pobliżu (w odległości krótkiego spaceru). Albo miejsce, w którym możecie sami gotować – czyli studio / dom z kuchnią.
Podczas naszych pierwszych, włoskich wakacji byliśmy w miejscach, w których albo było tylko śniadanie, albo wyżywienia nie było w ogóle i własnej kuchni też nie, więc gotowanie pasty z sosem pomidorowym odpadało. I o ile fajnie je się włoskie pomidory i bagietkę z oliwą przez pierwsze 3 dni, to potem robi się to uciążliwe.
Owszem, raz, drugi czy trzeci zrobicie zakupy i zjecie śniadanie na balkonie albo wybierzecie się autem na fajną kolację czy śniadanie w smacznej knajpce, ale nie zawsze się uda. Bo akurat dzidziutek będzie nie w sosie. Albo kolka. Albo będzie spał. Albo będzie za gorąco / za zimno. Albo się nie zbierzecie a akurat będziecie w miejscu w którym jest sjesta i nici z jedzenia kiedy się chce, bo od 13:00 do 20:00 knajpy są zamknięte.
Wybierzcie większy pokój
Taki, w którym zmieszczą się i walizki i wózek.
Wybierzcie pokój blisko basenu
Jeżeli jedziecie w miejsce, gdzie jest basen, wybierzcie pokój blisko basenu – tak, abyście mogli słyszeć dzidzię, gdy się przebudzi. Inną opcją jest zabranie niani elektrycznej, instalacja aplikacji typu Baby-Monitor lub zarezerwowanie pokoju z własnym ogrodem / tarasem, na którym będziecie mogli wypoczywać, gdy maluch będzie smacznie spał w ciągu dnia.
Sprawdźcie łóżeczko albo materac łóżka
Jeżeli Wasz szrab śpi w łóżeczku, sprawdźcie, czy miejsce do którego się wybieracie, ma je na stanie. Jeżeli nie ma, albo śpicie z dzidzią w jedym łóżku, dopytajcie, czy łóżko ma jeden duży materac czy dwa osobne. Dwa osobne materace są średnio wygodne, bo wtedy jedna osoba (najczęściej Mama, wiadomo…), musi spać z dzieckiem na jednej połowie.
Pokażcie maluchowi miejsce
Po przyjeździe pokażcie dzidziusiowi miejsce i opowiedzcie mu o nim, żeby mógł się z nim nieco oswoić. Nasz Maluch zdarzało się, że na początku płakał po przebudzeniu, bo nie wiedział gdzie jest. Potrzebował trochę czasu, aby się przyzwyczaić.
PIERWSZA PODRÓŻ Z NIEMOWLAKIEM
4. NA PLAŻY
Jeżeli pogoda jest umiarkowana i nie ma mocnego słońca, nie ma przeciwskazań, żeby zabrać malucha na plażę. Pamiętajcie tylko o osłanianiu go przed słońcem (parasol!) oraz smarowaniu filtrami mineralnymi. Opcją jest również specjalny, szybko rozkładany namiot, ale u nas akurat totalnie się nie sprawdził – robiła się w nim sauna. Myślę, że to dobre rozwiązanie, ale na bardziej wietrzne destynacje typu polskie morze.
Podczas naszych, włoskich wakacji słońce było jeszcze bardzo silne – w ciągu dnia grzało bardzo mocno, a temperatury oscylowały w przedziale 28-33C. Dlatego też zabieraliśmy Małego na plażę bardzo późnym popołudniem – około godziny 18:00 lub nawet nieco później.
O tej porze ludzi na plaży było już niewiele, temperatura była znośna, a słońce schodziło coraz niżej, serwując nam przepiękne zachody. Na dodatek zbliżała się pora kolacji (w południowych Włoszech restauracje otwierają wieczorami dopiero ok. 19:30-20:00), więc nie musieliśmy krążyć, tylko zostawaliśmy już na posiłek.
Pierwsza podróż z maluchem wciąż przed Wami?
A może macie ją już za sobą?
Dajcie znać w komentarzu gdzie się wybieracie
albo gdzie byliście i jak wspominacie wyjazd!
PS. A jeżeli spodobał się Wam ten artykuł i chcecie podróżować ze mną częściej,
wpadnijcie na mojego Instagrama!
/ Materiał przygotowany we współpracy z firmą Nestlé/
Niedługo wybieramy się do Andaluzji. Ale już sama podróż samolotem mnie zastanawia. Czy Wasz Maluszek używał słuchawek, aby przytłumić hałasy? Nasza dzidzia ma pół roku i zastanawiam się nad kupnem. Mogą się pózniej przydać np. na wyjście z tatą na mecz, a nawet na wesele (wiem ze może dziwnie wyglądać, ale zdrowie najważniejsze).
MOja siostra ma takie słuchawki dla Malucha i bardzo sobie chwali. Ja nigdy nie używałam – w samolocie nie było głośno, jedynie lekki szum który Młodemu akurat bardzo odpowiada bo szybko zasypia 😉 Ale mecz, wesele – myślę, że moga się przydać.
Zastanawiam się nad wyjazdem w najbliższe wakacje. Mały będzie miał wtedy 10 miesięcy. Martwię się tylko o upały. Nie wiem jak będzie znosił, nie jest przyzwyczajony do TAKICH temperatur.